środa, 17 czerwca 2009

Podlaskie: Suwałki leżą na Suwalszczyźnie i bywa tu cieplej niż w innych miejscach w Polsce [ZDJĘCIA]

Suwałki, 70-tysięczne miasto, kiedyś wojewódzkie, znane w Polsce jest głównie z map pogody i kojarzone z zimnem. Suwalczanie prostują: nie ma u nas białych niedźwiedzi, a mieszkamy na Suwalszczyźnie, nie na Mazurach, jak niektórzy sądzą. Złote półwiecze Suwałk przypadło na lata 1816-1868, kiedy miasto było piątym co do wielkości ośrodkiem Kongresówki. To wtedy urodziła się tu Maria Konopnicka.

Suwałki wiosną. Najcenniejszy zabytek Suwałk. Konkatedra pw. św. Aleksandra, klasycystyczny kościół z 1820 r. W nim była chrzczona Maria Konopnicka. Poważnie zniszczony przez wycofujące się w 1944 r. wojska niemieckie. Fot. Jolanta Paczkowska [kliknij w zdjęcie]

Suwałki są nazywane biegunem zimna nie bez przyczyny. Najczęściej bowiem to tu zima trwa najdłużej i jest najzimniej w Polsce, ale zdarzają się wyjątki. Bywa, że w innych województwach w Polsce jest zimniej. Ponadto, w innych miejscowościach Suwalszczyzny, leżących na północ od Suwałk, na ogół bywa zimniej. Odwiedziłam tę krainę późną jesienią i późną wiosną. Istotnie, było nieco chłodniej niż na zachodzie Polski, ale nie znacząco.

Suwałki. Konkatedra pw. św. Aleksandra, jesienią. Fot. Jolanta Paczkowska


Suwałki jesienią. Kościół rzymskokatolicki Najświętszego Serca Pana Jezusa. Pierwotnie świątynia prawosławna, obecnie katolicka. Fot. Jolanta Paczkowska


Suwałki wiosną. Kościół rzymskokatolicki Najświętszego Serca Pana Jezusa. Fot. Jolanta Paczkowska
Suwałki jesienią. Park Konstytucji 3 Maja, "Dąbek wolności", posadzony w 3 maja 1923 r., na środku głównej alei Parku. Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki i Suwalszczyzna jesienią. Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki jesienią. Najdłuższa ulica w mieście - Tadeusza Kościuszki. To tędy prowadził Trakt Królewski z Warszawy do Petersburga. Przy niej znajduje się widoczna na zdjęciu siedziba władz miejskich - Ratusz (z I poł. XIX w.), a za nim Park Konstytucji 3 Maja. Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki jesienią. I Liceum Ogólnokształcące im. Marii Konopnickiej. 
Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki jesienią. Czarna Hańcza, herbowa rzeka Suwalszczyzny. Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki wiosną. Dom, w którym się urodziła i zamieszkiwała w pierwszych latach życia Maria Konopnicka. Obecnie Muzeum im. Marii Konopnickiej. Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki. Muzeum Marii Konopnickiej. Tu 23 maja 1842 r. urodziła się Maria Konopnicka i mieszkała wraz z rodzicami oraz rodzeństwem do jesieni 1849 r. Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki, Muzeum Marii Konopnickiej, autorki "Roty". Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki, Muzeum Marii Konopnickiej. Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki, Muzeum Marii Konopnickiej to oprócz głównego budynku także pałacyk z początku XX w., w którym prezentowane są wystawy czasowe. Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki. Muzeum Marii Konopnickiej. Tutaj królują bohaterowie utworów dla dzieci. 
 
Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki. Muzeum Marii Konopnickiej. Fot. Jolanta Paczkowska


Suwałki. Centrum Informacji Turystycznej. Dostałam tyle ciekawych publikacji o regionie, że tylko zwiedzać, poznawać i podziwiać. Fot. arch. rodz. Jolanty Paczkowskiej

Suwałki. "Suwalczanom poległym i zamordowanym przez hitlerowców w latach II wojny światowej". Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki. Tablica na Ratuszu Miejskim upamiętniająca 300 Rocznicę Bitwy pod Wiedniem. 
Fot. Jolanta Paczkowska

Suwałki. Konkatedra. Fot. Jolanta Paczkowska

wtorek, 10 lutego 2009

Wielkopolskie: Groby Zakrzewskie. Kto je widział? Kto o nich wie? [ZDJĘCIA I FILM]

Zakrzewo to wieś położona w bliskiej odległości od Poznania, przed wojną w dużej części zamieszkiwana przez Niemców, którzy z Polakami żyli w dobrych stosunkach, od 1939 stała się dla hitlerowców miejscem potajemnego dokonywania masowych mordów na polskich patriotach. Obecnie szacuje się, że Niemcy zamordowali w Lesie Zakrzewskim około 6 tysięcy Polaków...

Pomnik upamiętniający męczeńską śmierć poznańskich studentów Akademii Medycznej. Fot. Jolanta Paczkowska [kliknij w zdjęcie]

Władysław Myszyński, mieszkaniec Zakrzewa - jedyny żyjący świadek tragicznych zdarzeń, w czerwcu br. skończy 94 lata. Gdy rozpoczęła się wojna, był 24-letnim młodzieńcem. Pracował wtedy jako pracownik leśny. Mieszkał przy ulicy Leśnej. Często odwiedza groby, wraz z rodziną i innymi mieszkańcami Zakrzewa. Udało mi się z nim porozmawiać.
Fot. z arch. Władysława Myszyńskiego 

Jak podają źródła, pierwszych egzekucji dokonano 31 października 1939 roku, pamięta Pan ten dzień?

Władysław Myszyński: Pamiętam pierwszy transport ofiar do Zakrzewa z 8 listopada 1939 roku. Rano tego dnia, o godz. 6.00, wraz z Ferdynandem, synem Pfeifera, przyszedł do mnie Niemiec Adolf Gerhard (zięć sołtysa) i powiedział:
- Władek, weź siekierę i łopatę i przyjdź koło Pola (mieszkającego koło lasu - przyp. red.). Adolf tymczasem poszedł do Niemca, sąsiada Pola, który ożenił się z Polką. Jemu też kazał przyjść.

Razem ze mną stawiło się kilka osób, pamiętam, że byli: Ferdynand Gir, Stanisław Pol, Kazimierz Urbaniak, Józef Zieliński i jego ojciec, Mieczysław Klaczyński (mieszkający przy lesie). Do lasu zaprowadził nas sołtys, w miejsce, w którym na igliwiu butem został narysowany prostokąt. Kazał nam kopać dół. Kopałem razem z Ferdynandem. Przy drodze stało dwóch gestapowców. Kilka razy pytaliśmy sołtysa, po co kopiemy dół. W końcu dowiedzieliśmy się, że dla "nieboszczyków".

Od tej chwili wszyscy milczeli. Kopaliśmy tak długo, dopóki woda nie sięgała nam do pasa (w Zakrzewie jest wysoki poziom wód gruntowych). Pierwszy wyszedłem z dołu i powiedziałem, że głębiej kopać się nie da. Sołtys kazał wszystkim wyjść, wysłał nas po gałęzie świerkowe, którymi kazał przykryć dół. I razem z nim wyszliśmy z lasu.

O 11.00 mieliśmy przyjść drugi raz. Byliśmy w wielkim strachu. Po jakimś czasie ktoś dał nam znać, że nie mamy już przychodzić. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Dowiedzieliśmy się, że mogiła jest przeznaczona dla więźniów z Poznania z ulicy Młyńskiej i z poznańskiego Fortu VII (pierwszego na ziemiach polskich obozu koncentracyjnego - przyp. red.). Około 12.00 widzieliśmy przejeżdżające przez wieś ciężarówki wojskowe przykryte plandekami i kilka samochodów cywilnych. Drogi dojazdowe do lasu były pilnowane przez gestapo i psy. Około 13.00 usłyszeliśmy przeraźliwe krzyki i strzały.

To był pierwszy grób, kto kopał następne?
- Następne w głębi lasu wykopali sami Niemcy. Miały dwa metry szerokości, a trzydzieści długości. Miejscowi Niemcy również zasypywali i maskowali miejsca egzekucji. Zakaz wchodzenia do lasu, pod groźbą śmierci, wydany był już we wrześniu 1939 roku.
 Fot. Jolanta Paczkowska

Jak często miały miejsce egzekucje?

- Odbywały się systematycznie, co dwa, trzy tygodnie, czasem nawet kilka razy w tygodniu. Obecny przy nich był właściciel majątku - Tempelhof, dlatego wiadomo było o pewnych osobach, które w lesie zginęły i dzięki temu ich nazwiska widnieją dziś na krzyżach. Ofiary prosiły Tempelhofa o pomoc, ale on nic nie mógł zrobić. Hitlerowcy brali też okolicznych Niemców, by pokazać im, co tu robią, jak zabijają.

Przechodniu, powiedz rodakom, że w tych lasach... Fot. Jolanta Paczkowska
I nikt się nie uratował?
- Wiadomo mi, że jednemu z więźniów udało się uciec. Dostał się do pobliskiej wsi, tu udzielono mu schronienia do wieczora. Potem poszedł dalej. Niemcy go szukali, ale bez skutku. Jak się później okazało, był to ksiądz, który potem tutaj przyjeżdżał.

Kim były ofiary?
- Były z różnych grup społecznych. Podobno ich nazwiska znajdowały się na specjalnej liście przygotowanej jeszcze przed wojną. Byli to między innymi powstańcy wielkopolscy, nauczyciele akademiccy, księża, studenci poznańskiej Akademii Medycznej.

Wiadomo, jak wyglądały egzekucje?
Od niemieckich mieszkańców wsi wiedzieliśmy, że ludzi wpędzano do grobów i strzelano im w tył głowy. Groby maskowano. W czasie transportów chowaliśmy się w domach. Kobiety szyły na głośno chodzących maszynach, by zagłuszyć odgłosy strzałów i krzyki. Bałem się, co ze mną będzie, bo tyle wiedziałem, więc ukrywałem się u znajomych.

Kiedy zaczęło się zacieranie śladów zbrodni?
- W 1944 roku, gdy Niemcy zorientowali się, że przegrają wojnę, wykopywali zwłoki, najpierw kładli na drodze, polewali czymś i palili je. Potem polewali i palili w grobach. Zapach spalonych ciał czasem czuć było w odległości 5 km. Po wojnie miejsca w lesie, w których znajdowały się groby, mieszkańcy wsi nazywali "ciemne choinki", gdyż kora drzew była na nich czarna (okopcona) od palących się zwłok.
A po wojnie? Kto się zainteresował?
W 1960 roku przyjechał do mnie do Zakrzewa profesor Adam Łopatka, poprosił, bym wskazał, gdzie znajduje się grób studentów Akademii Medycznej. Chciał wraz ze studentami dokonać ekshumacji ciał. Niestety, nie znalazł nic oprócz fragmentów zwłok, ale zabezpieczono je.

Dziękuję za rozmowę. 
Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia, Panie Władku!

***
Obecnie szacuje się, że Niemcy zamordowali w Lesie Zakrzewskim około 6 tysięcy Polaków, ale niektóre źródła mówią, że mogło ich być znacznie więcej. Udało się ustalić tożsamość zaledwie kilku spośród zamordowanych. W celu zatarcia śladów doły zostały zasypane, a w miejscu tym zasadzono młody las. Dziś znajduje się tu siedem kwater upamiętniających męczeńską śmierć pomordowanych, choć wiadomo, że to nie są wszystkie mogiły, niektórych nie odkopano. Dawni mieszkańcy umieli wskazać, gdzie są pozostałe. Jednym z nielicznych widocznych znaków tej strasznej i ponurej historii jest pomnik ku czci pomordowanych ofiar - ufundowany w latach 70. przez poznańską Akademię Medyczną. Wiele jeszcze niewyjaśnionych i nieodkrytych tajemnic II wojny światowej...


"Aż się podłe zadziwi i zlęknie"... Fot. Jolanta Paczkowska
O bezimienne mogiły dba miejscowa ludność, młodzież szkolna. Przynoszą kwiaty, zapalają znicze. Ale również czyszczą groby i odnawiają krzyże, porządkują teren wokół. Gmina dba o tablice informacyjne. Każdego roku 1 listopada przyjeżdżają tu ludzie z różnych miejsc Polski, by uczcić pamięć bestialsko zamordowanych symbolicznym zniczem, wiązanką kwiatów, chwilą ciszy i zadumy. A po Wszystkich Świętych proboszcz parafii odprawia mszę św. przy mogiłach. Na groby regularnie przychodzi również pan Władysław Myszyński. Niestety, z powodu choroby, w mojej wyprawie do lasu pan Władysław nie mógł mi towarzyszyć.

Zobacz koniecznie film: